wtorek, 30 października 2012

8

 Pierwszej nocy u braci Leto, Shannon kłócił się, że jednak będzie spał ze mną w łóżku. Kłóciłam się z nim tak długo aż w końcu zasnął. Ja miałam z tym problemy dlatego też pół nocy spędziłam w kuchni pijąc mleko sojowe Jared'a. Gdy mleko się już skończyło poszłam do ogrodu. Położyłam się na leżaku i patrzyłam w niebo. Wtedy nareszcie zasnęłam. Śniło mi się, że byłam z rodzicami w parku i spacerowaliśmy co chwile śmiejąc się, gdy wtedy zza drzewa wyszedł Adam. Zerwałam się z leżaka i próbowałam brać głębokie oddechy. Dlaczego śnił mi się mężczyzna przez którego nie mogę normalnie funkcjonować? Przez którego nigdy nie zbliżyłam się bardziej do żadnego mężczyzny. Po dniu kiedy Adam mnie zgwałcił miewałam koszmary, ale szybko ustąpiły. Teraz znów się to zaczyna. Ten cały koszmar.

- Gdzie jest moje mleko?! - usłyszałam krzyk, gdy weszłam do domu. - Kto wypił moje mleko?! - Jared wyskoczył cały czerwony z kuchni w ręce trzymając łyżkę. - Gdzie byłaś? - gdy mnie zobaczył szybko się wyprostował i lekko uśmiechnął.
- Nie mogłam spać w nocy więc poszłam do ogrodu i tam zasnęłam. Ktoś ci wypił twoje mleko? Przepraszam, to ja. Odkupię ci.
- Myślałem, że to Shannon nie miał co pić więc wypił moje mleko. A tak w ogóle to gdzie on jest? - przyglądał mi się uważnie, a ja wpatrywałam się w jego niebieskie oczy. - No nie mów, że w twoim łóżku. - powiedział z wyrzutem.
- Większości nocy nie było mnie w pokoju, więc nie wiem. A ty się wyspałeś? - usiadłam przy stole przypatrując się Jared'owi. Wyjął dwa kubki i wsypał do nich kawy.
- Jakoś nie mogłem. Pijesz bez mleka? - pokiwałam twierdząco. - Śniły mi się jakieś głupoty i co chwile się budziłem. Mam nadzieję, że tej nocy wszyscy będziemy spać. - spojrzałam na zegarek. Musiałam się już zbierać do pracy.
- Jared, wypijemy kawę i zawieziesz mnie do pracy? Na Shannon'a nie mam co liczyć. - dochodziła godzina 12, a Shann nadal spał.
- Jasne. Shannon gdyby mógł przespałby cały dzień. O której kończysz dzisiaj?
- Zaczynam o 13, a kończę chyba o 15. Dzisiaj muszę tylko papiery ogarnąć, czemu pytasz? - zapytałam odkładając kubek do zlewu.
- Przyjadę po ciebie, dobrze? A i zadzwoń do Steve'a żeby ugadać się o leczenie. - cały czas myślałam o tym żeby nie umawiać się na to leczenie. Już wolę umrzeć niż na nie iść, i tak po kilku latach pójdzie się jebać, bo znowu będę miała białaczkę. - Hej, słuchasz mnie? - Jared zaczął mną potrząsać, aż w końcu spojrzałam się na niego.
- Przepraszam, zamyśliłam się. Co mówiłeś?
- Mówiłem, że dzisiaj jest ta impreza o której wczoraj mówił Shann. Poznasz naszych znajomych. - pewnie poznam. Jeśli będę miała dzisiaj humor i siłę to poznam. Chociaż przez ten dzisiejszy sen straciłam ochotę na wszystko. Najlepiej zaszyłabym się w pokoju i nigdzie nie wychodziła, ale niestety obowiązki wzywają.

 Wypiliśmy szybko kawę, przebraliśmy się i wsiedliśmy do samochodu Jared'a. Zawsze lubiłam patrzeć na mężczyzn prowadzących samochody. W tym przypadku obserwowałam Jay'a. Włączył radio i zaczął śpiewać z czego się śmiałam.
- Czemu zawsze się śmiejesz kiedy śpiewam? - zaczęłam się jeszcze bardziej śmiać. - Wariatko, odpowiedz, co cię tak bawi? - zaśmiał się.
- Twój głos mnie bawi, nie wiem czemu, ale tak jakoś. Chociaż lubię jak śpiewasz i masz w dodatku taką chrypkę. - uśmiechnęłam się do niego promiennie.
- Ooo , ktoś ma dobry humor. Cieszę się. Jestem ciekaw jak ty śpiewasz.
- Ja nie umiem śpiewać, więc mnie nie usłyszysz. - spojrzał na mnie smutno . - Nawet mnie nie proś. -  poklepałam go po głowie.
- Hej, hej, nie dotykaj moich włosów ! - krzyknął , przez co podskoczyłam w miejscu.
- Boże Święty, spokojnie. Na zawał mam przez ciebie zejść?
- Nie skomentuję tego. - zaśmiał się .


 Po pewnym czasie zajechaliśmy już pod budynek w którym pracuję. Jared pożegnał się ze mną i nakazał zadzwonić, gdy skończę pracę. Przywitałam się ze wszystkimi i skierowałam do mojego gabinetu. Dzisiaj czekała mnie tylko papierkowa robota, więc spokojnie mogłam załatwić te sprawy przy kubku kawy. Co chwilę zerkał do mnie Michael i pytał się czy wszystko u mnie ok, co strasznie mnie bawiło, bo ukazywała się tylko jego głowa i znikała. Cieszę się, że tak się o mnie martwi. Dzień pracy szybko mi zleciał. Nie zadzwoniłam po Jared'a, gdyż chciałam sobie zrobić długi spacer. Robiło się chłodno, więc przyśpieszyłam kroku. Do domu chłopaków doszłam w jakieś półtorej godziny.

- Gdzie ty do cholery byłaś?! I czemu nie odbierałaś?! - na wejściu Jared zaczął swoje przedstawienie pt. " MARTWIĘ SIĘ" . Westchnęłam, rzuciłam płaszczyk na sofę i się położyłam.
- Spokojnie. Wróciłam i żyję, to chyba najważniejsze. - uśmiechnęłam się lekko w stronę Shannon'a, któy wyłowił się zza zakrętu.
- Czemu znowu krzyczysz? - zapytał znudzony Shann.
- Em miała zadzwonić jak skończy pracę i miałem po nią przyjechać, ale oczywiście po co?! Niech się biedny Jared martwi ! - znowu wykrzyczał patrząc się na mnie,
- Ej, nie krzycz na nią, pacanie! - Shann walnął go w głowę.
- Sorry Jared, ale chciałam pobyć trochę sama, więc dlatego nie dzwoniłam. Idę się położyć trochę. - uśmiechnęłam się do nich lekko i poszłam na górę. Chciałam sobie odpocząć , ale pod wieczór szykuję się impreza, na którą nie mam za bardzo ochoty, no ale zobaczymy jak to będzie..



WIEEEEM NAWALIŁAM! miało być szybko dodane, a tu wielki za przeproszeniem chuj. przepraszam przepraszam przepraszam! !!!!!
będę starała się dodawać szybko, ale mam duuuużo nauki i maaaało weny. czekajcie cierpliwie :)

1 komentarz:

  1. Wchodziłam praktycznie codziennie, a nowego rozdziału nie było, już myślałam, że skończyłaś pisać, a tu dzisiaj taka niespodzianka :D Bardzo się cieszę i czekam na nowy! :)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń